Potrzebujesz pomocy? Napisz do nas lub zadzwoń: +48 790 227 088

Nasze butiki: Warszawa (szczegóły) / Wrocław (szczegóły)

31 grudnia 2014

Posh Clubbing w Londynie

Zostawmy na boku Dalston i wschodni Londyn, z jego klubami. Nas interesuje posh clubbing, jedyny w swoim rodzaju londyński glamour, kluby godne stolicy dawnego imperium.

Londyn jest jedną z kilku naprawdę kosmopolitycznych metropolii w okolicy. Piszę w okolicy, bo w erze tanich linii lotniczych, dystans do Londynu bardzo się skrócił, a samolot na Luton czy Stansted to niemal autobus podmiejski. Polacy do Londynu, wbrew słowom Davida Camerona, jeżdżą nie tylko zabierać miejsca pracy autochtonom, czy wyłudzać świadczenia opieki społecznej.

40113195

Londyńczycy i euro trash

“Zostawmy na boku Dalston i wschodni Londyn, z jego klubami, w których trudno dobrze się bawić bez narkotyków. Nas interesuje posh clubbing, jedyny w swoim rodzaju londyński glamour, kluby godne stolicy dawnego imperium.  Ten koncentruje się wokół dwóch dzielnic.

Mayfair clubbs, kluby z zachodniego centrum, wokół Bond Street czy Park Lane, przyciągają międzynarodową klientelę. Anglicy, będą określać klientelę tych klubów mianem euro trash.  Na Mayfair scena klubowa zmienia się bardzo szybko. Jedne inwestycje klubowe upadają, na ich miejsce powstają inne. To jest brutalna gra, która toczy się o wysoką stawkę, a klub na tak konkurencyjnym rynku jak w Londynie nie może sobie pozwolić na błąd. Dla dużego klubu w centrum Londynu, punkt breaking even – czyli minimalny obrót od którego zaczyna się zarabianie pieniędzy – może być kwotą nawet 80 tysięcy funtów tygodniowo.  Przy tak wysokich kosztach działania najmniejsza wpadka kończy się bankructwem. I zdarzają się one często. Na miejscu bankrutującego klubu natychmiast powstaje kolejny, często prowadzony przez tych samych właścicieli, z lekko tylko zmienioną scenografią. Sytuacja na Mayfair zmienia się więc jak w kalejdoskopie, a średnia długość życia klubu tutaj to jakieś 3-4 lata. Klub mający więcej niż 6 lat zasługuje już na poważanie i szacunek instytucji o ugruntowanej pozycji.

Tymczasem Chelsea, South Kensington i High Street Kensington to okolice o zupełnie innym charakterze.  Działa tu wiele klubów dinozaurów, naprawdę starych jak na londyńskie warunki.  Zupełnym ewenementem, nawet jak na Chelsea, jest Raflles klub działający od 47 lat. Dzielnica Chelsea i Kensington ma zdecydowanie biały charakter, z przewagą Brytyjczyków, Francuzów i Rosjan. Koszty utrzymania są w niej ogromne. Za sam fakt zamieszkiwania w tej okolicy rada dzielnicy pobiera podatek ponad 1000 funtów na pół roku.  Tutejsze kluby ściągną okolicznych mieszkańców, anglików.  I to decyduje o zupełnie innym charakterze tutejszych klubów.

To jest brutalna gra, która toczy się o wysoką stawkę, a klub na tak konkurencyjnym rynku jak w Londynie nie może sobie pozwolić na błąd.

Bramka

W Londynie panuje przeświadczenie, że do żadnego klubu nie możesz wejść z ulicy. Pamiętam, że miałem w Warszawie gości z  Londynu i chciałem ich zaprowadzić do teoretycznie najlepszego klubu w mieście. Bez problemu zarezerwowałem najlepszą lożę w  klubie powszechnie uchodzącym za najbardziej ekskluzywny. Po prostu podałem swoje nazwisko i liczbę osób. W Anglii by to nie przeszło. Przy rezerwacji musisz zagwarantować minimalny wydatek na stolik. To jest koszt twojego stolika, czyli kwota jaką wydasz na alkohol.  Przeciętny koszt stolika w klubie, który nie jest zdesperowany i radzi sobie dobrze, to powiedzmy 500 funtów. Tyle trzeba zadeklarować na stolik dla kliku osób.  Jednak zdarzają się stoliki znacznie droższe. Cena stolika w The Box, teoretycznie najtrudniej dostępnym londyńskim klubie, w weekend dochodzi nawet do 7 tys funtów.

W większości klubów wystarcza ustna deklaracja, jednak niektóre  poproszą o przedpłatę czy podsuną do podpisania pisemne zobowiązanie.  Oczywiście, można spróbować dostać się do klubu odstając swoje w kolejce i płacąc za wejście (około 20 funtów).  Tak właśnie postąpi większość Anglików, którzy raczej nie rezerwują stolików tylko wydają swoje pieniądze w barze.

Godziny wejścia

Warszawski klubowicz nigdy nigdzie się nie śpieszy. Przyzwyczajony jest do tego, że zawsze wszędzie wejdzie. Inaczej niż w Londynie.  Jeśli jesteś turystą, który nikogo nie zna, powinieneś pojawić się na bramce o 22.30. Przed północą już nawet ładna dziewczyna nie wejdzie. Tutejsze kluby działają na licencji pozwalającej sprzedawać alkohol do 3 w nocy. Impreza wcześniej się kończy, wcześniej się też zaczyna. Wszystko jest więc przesunięte w czasie.

Palacze

Nie cieszą się najmniejszym przywilejem. Niewiele klubów zawraca sobie głowę urządzeniem przyjaznych salek dla palaczy. Spodziewajcie się więc, że na dymka zostaniecie wyrzuceni na dwór, nawet w deszcz czy śnieg.

Dresscode

No sneakers, no shorts – to żelazne reguły w każdym klubie. Cała reszta przejdzie. Wymagania nie są jak widać wysokie. Nieśmiertelny zestaw: marynarka, koszula, dżinsy to standard dla większości mężczyzn. Dlatego nigdy nie założyłbym jeansów do marynarki żeby nie wyglądać jak cała reszta mężczyzn w klubie. W bardzo niewielu klubach są ostrzejsze wymagania. Na przykład zakaz noszenia dżinsów, czy wymóg posiadania marynarki, ale to głównie w zamkniętych klubach członkowskich (przeczytaj poniżej nasze porady jak się ubrać do klubu).

54077359

Gdzie warto się wybrać?

Bodo’s schloss, bardzo popularny klub wśród przyjezdnych, stylizowany na chatkę apres ski. Budka DJ umieszczona jest w wagoniku wyciągu alpejskiego, wszystko wyłożone drewnem.

Jednym ze słynniejszych klubów jest Maddox przy ulicy Maddox, w okolicy Bond Street. Zbudował sobie reputację klubu do którego bardzo trudno się dostać. Jednak ostatnio zaczął dość walczyć o klienta i o wejście jest łatwiej. Jego poprzedni właściciele, odpowiedzialni za niepowtarzalną atmosferę tego miejsca, odeszli do innej inwestycji (klub Chackana). W Maddox jest pokój dla najlepszych spenderów, tzw. green room. Ma swoją własną licencję pozwalającą sprzedawać alkohol do rana. Działa do ostatniego gościa. Taka domówka wewnątrz klubu. Sala ma własnego didżeja, i swoją atmosferę. Ale tam można kupować alkohol tylko na butelki.

Najsłynniejszym, najbardziej ekskluzywnym, nieczłonkowskim klubem w Londynie jest teoretyczni The Box. To siostrzany miejsce klubu The Box z Nowego Jorku. W miarę jak nowojorski oddział tracił na popularności, londyński zyskiwał i jest teraz flagowym okrętem marki. The Box ma bardzo specyficzny charakter, mieszanka burleski i groteski.  Atmosfera miejsca w którym wszystko może się zdarzyć. Goście nie bardzo kryją się z używkami, a o północy zaczyna się specjalne show. The Box działa bowiem na licencji klubu ze stripteasem.  Hostessy tańczące z karłami? Proszę bardzo. Show często przekracza granice dobrego smaku. The Box ma też swój private room, o którym chodzą legendy. Klub przyciąga klientów atmosferą zakazanej ekskluzywności.  Bardzo trudno się do niego dostać.  Minimalny wydatek na stolik w weekend to tutaj 7 tys. funtów.  Cena za stolik nie zmniejszy się nawet o 2 w nocy, czyli na godzinę przed zamknięciem klubu. W środku tygodnia może uda się wejść deklarując wydatek na stolik około tysiąca.  Klub nie mieści się ani w Mayfair, ani w Chelsea. Jest samotną wyspą w Soho.

Tonteria, czyli nonsens – niewielki sympatyczny klub w Chelsea. Klub w klimacie meksykańskim, ale  nie znajdziesz tam ani jednego sombrera i tego typu kiczu. Scenografia odwołuje się do meksykańskiego dnia zmarłych.  Odrapane ściany, malowane maski, wszystko w lekko erotycznym zabarwieniu.  Mechaniczna kolejka która rozwozi shoty tequili. Do tego klubu można się dostać, jeśli odstanie się swoje w kolejce.

Cirque le siore – trochę wzorowany na The Box, ale w formule ciągłego show. To jest klub łamane na cyrk. Znajdziesz tam karłów, ludzi przebranych za wilkołaki, akrobatów pod sufitem,  połykaczy ognia. Hostessy sprzedają popcorn itd. Mała śmieszna rzecz, która dodaje temu miejscu wyjątkowości. Jest bardzo popularne. Również w Dubaju i Szanghaju znajdziesz siostrzane kluby pod tą marką.

Cuckoo Club na Swellow Street, słynie z dobrej muzyki i najlepszych DJ. Klub kilkupiętrowy, zajmuje całą kamienicę. Przyciąga młodszą klientelę. Można tam zawsze liczyć na dobrą imprezę.

Kluby, które wymieniłem są w Londynie od jakiegoś czasu, i pewnie jeszcze trochę postoją! Dobrej zabawy.”

50478967

Jeśli zamierzasz wybrać się do klubu w nieśmiertelnym zestawie marynarka, dżinsy koszula, pamiętaj o kilku rzeczach:

– Nie zakładaj marynarki od garnituru. W zestawie z dżinsami będzie wyglądała kiepsko. Marynarka do garnituru jest marynarką do garnituru. Marynarki klubowe, czyli do noszenia z innymi spodniami, są inaczej krojone, zazwyczaj krótsze, często mają nakładane kieszenie i zrobione są z innych materiałów niż garnitury.

– Wystrzegaj się marynarek w paski – nie sprawdzają się jako marynarki klubowe.

– Szarości zostaw w biurze. W klubie lepiej sprawdzi się granat, czerń, ewentualnie ciemny grafit.

– Wybierz koszulę białą, bladoróżową lub błękitną. Wieczorowe zestawy lubią wysoki kontrast, mocne zestawienia. Na wieczorowe okazje lepiej sprawdzi się też koszula gładka, bez wzorów.

– Jeśli rezygnujesz z krawata, załóż koszulę z kołnierzem o wysokiej stójce lub z kołnierzykiem na guziczki. Taka koszula będzie się ładnie układać, kołnierzyk nie będzie się rozchodził na boki i sprawiał wrażenia niechlujności.

– Pamiętaj o poszetce. Ładna jedwabna poszetka wprowadzi w dyskretny sposób trochę stylu i koloru do zestawu, bez usztywnienia jaki daje krawat.

– Dobre skórzane oksfordy to podstawa Twojego klubowego wizerunku. Z dżinsami i klubową marynarką stworzą dobry zestaw. O ile nie jesteśmy fanami czarnych butów do dżinsów, uważamy, że do klubu, na wieczorową okazję będą pasować.

star star-empty